Kiedyś w Szynwałdzie opowiadano taką historię. Była ona opowiadana gwarą więc postaram się ją opisać w oryginale.
Buło to wtedy jak święty Józef z Maryją uciekaly do Egiptu. Musiely uciekać bo zły Heród chcioł zabić dzieciątko. Gdziesi koło rzyki łosiołek wpod w bajóro i zacął się topić. Wystrasony święty Józef polecioł sukać pomocy. Przypomniioł se ze przy dródze widzioł kosiorzy co siekly jęcmień. Polecioł wdyrtka i prosi ło ratunek.
- Dobre ludzie poratujcie, bo mi się łosiołek w błocie topi a z niem Jezusek i Maryjo.
- A idzze, idzze cłowieku, słonko nisko a my to musiwa skończyć do wiecora, nie bedziewa się łodrywać. Stropiony Józef polecioł daly sukać pómocy. Nogle patrzy a tu drógom lezie dwóch pijoków, naprani jak pekaesy po czworty w robocy dzień. Trzymaly się pod pazuchy, bo jeden bez drugiego nie doł rady iś. Jednemu jakosi flaska wystawa z kieseni, ale niewiela w ni buło. Jednak pómocy nie odmówily. Jak przyśly to łosiołek buł juz po brzuch utopiony i rycoł jak nieboskie stworzenie. Wzięly gadzinę jeden za kantarę a drugi za łogon. Godom wom ze to buł cud Boski ze się w tem bajórze same nie potopily, ale łosiołka wydarly. Wtedy mały Jezusek wciągnął rąckę i pobłogosławił pijoków a Nojświętso Panienka łobieca ze sirpy i kosy na świecie zaginą, stajonek łobsionych bedzie co roz mni a pijoki bedą zawse. Jak do ty pory przepowiednia się sprowdzo. Byly tacy co łopowiadaly ze potem trzy dni rzykom nojprowdziwse wino płynąło, coby chłopy uciechy trochę miely. A ze niedowiarków buło duzo, to cuda te w Kanie Galilejski Pon Jezus powtórzył. Buło tyz roz tak ze wino w Synwołdzie rzykom płynąło. Ale to nie cud ino cięzorówka co wino do Gieesu wiezła, do rzyki wpadła. Wtedy to ludziska z wiadrami kupom poleciely ratować, coby dar Boży się nie zmarnowoł.
Moją inspiracją do napisania tego tekstu była postać sołtysa Kierdziołka stworzona przez Jerzego Ofierskiego.
Witojcie! Wicie co się u nos we wsi wydarzuło? ano nie wicie. Budowaly my arkę Noego. Ale nojlepi jak wom łopowiem wszystko od pocątku. Siedziely my jak zwykle pod sklepem, nawet nie wiem cemu. Może dlotego ze piwo z loterią na kapslach przywieźly? dokładnie nie pamietom. Pirsy zauwozuł to stary Bzdyk, ten co mu zaćmę łońskiego roku złoperowaly. Zawołoł nos wszystkich i woło.
Patrzcie jaki cudok gościeńcem idzie! Patrzę i widzę, idzie takie cosik, kłaki dugie w kucyk spięte, w łokulorach z brodą i tak jakby w sukience abo w ślafroku, w dodatku bosco.
Mnie to wyglądo ze to kosmita ino nie zielony, łozwoł się Józek Bijok.
Jakby to buł Ufok to by na talyrzu lecioł a nie piechtom sed, powiedzioł Bzdyk.
Eee.. tam pudę szczelę wywłokę w pysk i się skońcy, powiedziołem.
Nie nie...! łokulornika się nie bije, powiedzioł Bzdyk. Trza sprowdzić co to jes, baba cy chłop.
Cyś ty zgupioł! a kto to będzie rozbiroł? Pudę szczelę i będzie po kłopocie, powiedziołem.
Idź i pocęstuj to papirosem, jak będzie polił to chłop a jak poliła to baba. Podsedem do tego cegosik, wyciągom packę papirosów, podstawiom mu pod nos i kulturalnie pytom.
Pokuritie tawariszcz?
Dziękuję, papierosów nie palę, chyba że to jakieś zioło, usłysołem w łodpowiedzi. Myślę se, Wojtek jes źle. Daly nie wim co to jes, bitki zacynać tyz ni ma co, bo jesce dojdzie do konfliktu międzyplanetarnego. Wzionem to pod sklep bo w międzycasie przysed sołtys, to niech łon się z tem tropi. Sołtys łotworzuł flaskę z piwem, podoł ufokowi i zagajuł.
Bitte ein flasz berr, chyba po niemiecku. Osonik wloł w siebie całe piwo, a przy tem nie drgnąła mu nawet grdyka. Oo..!? dobry zawodnik pomyślołem, u nos we wsi to ino dwóch tak potrafi. Po drugiem piwie osobnik się nom przedstawiuł.
Kleofas Obzikiewicz jestem, magister inżynier szkutnictwa, znacy się budowy statków. Po szóstem piwie nas magister zacął mieć wizje i zacął nom przyszłość przepowiadać.
Widzę, widzę! wielką wodę jak zalewa całą łosadę, zgine cała wieś, zginą wszystkie zwierzęta, zaleje cały dobytek, potopią się wszyscy mieszkańcy! Godom wom zimne mrowie wszystkiem po krzyzach przesło i cisa tako zapanowała pod sklepem, jakby anioł przelecioł albo łormowiec na świat przysed. Pirsy mowę łodzyskoł sołtys.
Panie magister, a jes jaki sposób coby choć kilku sprawiedlywych się uratowało?
Jest jeden sposób, trzeba wybudować taką arkę jak biblijny Noe. Ja wam taką arkę zaprojektuję i pomogę zbudować. Musicie zebrać środki a ja się zajmię zakupem materiałów i pokieruję całym przedsiewzięciem, zadeklarowoł się magister.
Sołtys, puknij się w tem kwadratowy łeb, u nos w cały gminie to tych sprawiedlywych na malutki ponton byś zabroł, powiedziołem. Po co zaroz arkę budować.
Arkę trza zbudować, i ni ma inny rady. Potem będziemy się zastanowiać nad wyborem sprawiedlywych. Nojpirw trza zrobić listę chętnych, zadecydowoł sołtys. Jak już Kucino zamknąła sklep, to magister nom pod jak piątka na ladę. Widać wycerpany buł swoją prorocą wizją. Wzięly my go na drabinę i zanieśly do kudłaty Zośki, łona sama w chołpie siedzi to magistra przenocuje. Zośka to się nawet uciesuła ale magister jak wytrzyźwioł to już z Zośki zadowolony nie buł. Chyba nie buła w jego guście ale ni mioł wyjścio i u ni zamieszkoł. W nojblyzsą niedzielę sołtys zwołoł zebranie wiejskie w remizji, na którem zrobilyśmy listę chętnych. Chętni były wszyscy, ino ksiądz proboszcz się wyłomoł. Stwierdziuł ze już roz Pon Bóg ludzi potopem pokoroł i łobiecoł ze drugi roz nie będzie. Skarbnikiem łostoł magister, bo się som zgłosiuł na łochotnika. Juz na zebraniu pirsi sprawiedlywi daly mu piniądze. W poniedziałek wszyscy wpłacily pirsą ratę a we wtorek magister pojechoł autobusem do miasta. Wróciuł po połniu nowiutkiem autem i w nowem łodzieniu. Na dugi dzień przyjechało auto z deskami do budowy arki, widzi mi się ze to z jakisi budowy bo dobrze w betonie ukalone. Po zebraniu drugi roty zacąła się budowa, postawily my stępkę, a przy okazji wyschło porę baniek samogony. Budowa to budowa i swoje prawa mo. Magister zaś kupiuł se nowego Harreya i wypasiony telefon. Roty na budowę wszyscy płacily terminowo ale budowa zacąła się ślymardzyć. Magister coroz cęści znikoł na kilka dni, podobno coroz trudni buło dostać materiały. Ludziska we wsi zcęli narzykać pod nosami ale poprawność polytycno nie pozwolała głośno narzykać. Tak się to ciągło kilka tygodni, budowa stanąła a magister ciągle gdziesik wyjizdzoł. Jaz któregosik dnia zawyła syrena na nasy remizji a kościelny zacął w dzwony kościelne bić. Zleciely się wszyscy, bo to nie wiadomo,poli się ? cy milicjanty na wsi bimbru sukają? Patrzymy a to staro Strózyno alarm podniesła.
Słuchejcie się ludzie, słodko godzino, nas magister to zwykły hośtapler i cygon!!! Powiedzia mi moja bratowo ta co w Łękach siedzi, ze u nich tyz arkę budowoł! Piniądze pozbiroł a jak się ludziska kapnęly ze ich w rogi ładuje, to go pogonily tak ze w ślafroku bosco ucik! Zagotowa się krew w narodzie i całom kupom rusyly my ku Zoścyny chołpie, ale nas magister to szpokami kormiony cwaniok. Jak usłysoł jazgot psów i zejrzoł jako kupa luda idzie ku niemu, zaroz się pokapowoł ze może być pochowany w kilku kawołkach. Przyłodzioł się szybko w Zoścyną kieckę i na szagę przez pola ucik w kierunku Tchowa.Sukaly my go potem po sąsiednich wsiach zeby choć trochę grosza łodzyskać ale magister jakby się pod ziemię zapod. Pewnie w Bieszczadach teroz swoją arkę buduje. Teroz momy pozwolenie łod sołtysa, ze jak się jaki cudok po wsi będzie szwendoł, to momy loć w papę a potem dopiro pytać co i jak.
Wicie co wom powiem moi kochani? Mioł rację nas ksiądz jak godoł ,,Strzeżcie się fałszywych proroków''. Taki to godo ze by wom nieba przychylo a z wos by siódmą skórę zdar i swoją kieseń napchoł. Dobrze jegomość godoł, dobrze, no nie.
07.12.2017.r. Piotr Zięba
Ciąg dalszy moich inspiracji...
Witojcie!!! Minąły święta a potem sylwester, teroz drugie święta i cłowieka nachodzi zaduma nad przesłem casem. Mnie tyz tak nasło na wspomnienia choć luk w nich nie brakuje, kilka razy film sie urwoł. Nojbardzi utkwił mi w pamięci zesłorocny sylwester, aśmy pochlali! Przygotowania do zabawy zacąły sie juz wceśnom jesieniom po wykopkach. Łopukaly my kilka kosyków buroków polifastów, skrajaly w burocorce, wsypaly do becek, potem woda i drożdże. Nad wszystkiem mioł pieczę stary Flys, w końcu mo nojlepsą fabrykę we wsi to sie zno. Jak zacier juz dojrzoł Flys kozoł przyniś parnik i postawić koło studni, som zaś wziął kilka metrów miedziany rurki i fachowo zwinął w śpilarę na dyślu łod wozu. Parnik my zaloly zacierem a stary Flys włozuł swoje ustrojstwo do koryta z wodą i fachowo podłącył do parnika, uszczelniając wszystko ciastem. Ze swoi aparatury Flys skorzystać ni mógł bo ta została tymczasowo aresztowana na posterunku w Tornowie. Flys przeżegnoł to wszysto krzyzem świętym i proces rusół. Jak ukapało pół dymiona, to my zacęly sprowdzać cy nase burocane martini mo smak i moc, coby goście zadowolone buły. Po drugi śklonce Józek Bijok zaintonowoł starocerkiewną pieśń.
Horyłko z buraka
Robis ze mene duraka
Jo za tiebie srebro złoto
Ty mene jeb w bołoto
Staremu Flysowi zaś włącuł sie przedni napęd i zacął na cworokach chodzić po podwórku, przpomnioł se ze w tamtem roku piątkę tu zgubiuł. - Tata szybko wstawejcie! Wieprzek!!! - wrzasnął jego syn Grzesiek. Faktycnie, z chlywka ucik wieprzek, co był na zakąski przeznacony i mioł naturalną śmiercią łod łobucha paść. Wieprzek gnoł co siuł w stronę Flysa. Flys sie w łostatni chwily podniósł i dzięki temu to łon na wieprzku wirzchem pojechoł, a nie wieprzek na niem. Pognaly w stronę postwiska dlo bydła, wieprzek pod zyrdkani sie zmieściuł, a Flys nie. Potem my go musiely ze zyrdek we śtyrech ściągać. Pocątkowo zaplanowołem na sylwestrową zabawę iś som no bo po co drzewo do lasu wozić skoro łono tam jes, ale moja Zośka zrobiuła mi referendum. Postawiuła trzy pytania. 1. Cy zobowiązuję się prać i prasować? 2. Cy zobowiązuję się gotować i sprzątać chołpę? 3. Cy zobowiązuję się doić krowy? Przy tem postawiuła warunek, ze jak choć na jedno pytanie łodpowiem ,,nie“, to na zabawę mogę som iść, ale do chołpy ni mom po co wrocać. Wobec tak postawiony sprawy postanowiułem ze Zośkę na zabawę weznę. Aha zapomniołem wom powiedzieć, ze to mioł być bal maskowy. Moja Zośka przebrała sie za królową, a jo za zbója Madeja, ubrołem se serdok barani na lewą stronę a pod pachę wziąłem tucok do tucenio świniom źmioków, łowinięty aluminiowom foliom. Zawse sie moze przydać. Jak my przyśly do remizy, to już prawie wszyscy byly. Stary Bzdyk przebroł sie za Batmana, po kilku śklonkach nasego martini uwierzuł ze nim jes. Łoświadcuł, ze zaroz bedzie lotoł, po cem wyskocuł z piętra remizy na pole. Jak my go wyciągnęly ze zospy to bardzi bałwana przypominoł niz batmana, dopóki nie łodtajoł. Jego staro twierdzi, ze łon zawse bałwon buł. Hanka Grusconka przebra sie za akumulator, chyba chcia zeby ją wszyscy ładowaly. Grzesiek Fysów przebroł sie za prostownik, nawet ją złapoł za klemy ale łodskocuł jak prądem razony. Jak dosed do siebie to powiedzioł ze mo korki watowane i moze mu sie transformator spolyć. Sołtys przebroł sie za Napoleona, cosik zacął do mnie sukać, więc dołem mu tucok powąchać i powiedziołem mu, ze jak chce to zaroz mu zrobię Waterloo, powąchoł, stwierdziuł ze cmentorzem zalatuje i posed sukać inny łofiary. Ło północy szczeluły korki szampiona, a strażoki łodpolyly fajerwerki. Fajerwerki zacąły być jesce bardzi efektowne jak łod nich zająła sie strzecha na wozowni u starego Gracuły. Nie wiem co Gracuła mioł tam pochowane, bo jak strażoki poleciely gasić, to we wozowni cosik zacąło szczylać nojpirw pojedynco, a potem seriami. Jak Gracuła powiedzioł strażokom, zeby uwozaly, bo łon dobrze nie pamieto, ale tam moze być coś grubsego, to zostawily groty i uciekly. Tak ze wozownia bez zodnych przeszkód wypoluła sie do samy ziemi. Tak ze bal sie udoł, atrakcje buły, potem we wrześniu przyrost naturalny znacnie się powięksuł. Co Gracuła mioł we wozowni to sie nie wyjaśniuło bo sie nie przyznoł. Myślę ze to jakiesi pamiątki. Do Hanki tyz jakisi prostownik zaglądo. Cikawoś jak nom sie udo przysły sylwester. A jesce jedno, to nase martini to cosik w sobie mo, jak wypiję śklonkę tego specyfiku, to nawet moja Zośka zacyno mi sie podobać. Ale śpię łosobno, bo jak sie jes dwadzieścia pięć lot po ślubie, to ze swoją babą się nie śpi. To by buło kazirodztwo. Wolę iś do Hanki, tam mi wygodni.
Piotr Zięba
Kolejny tekst wzorowany na Jerzym Ofierskim
SPORT TO ZDROWIE
Powiadają ze sport to zdrowie, po mojemu to nie do końca tak jes. Posłuchojcie jak to u nos ze śportem buło.
Gdziesi tak na wiosnę tego roku, nasa Rada Gminy uchwoluła ze trza rozwijac w gminie kulturę sportową. Podobno to wymyśluł nowy urzędnik od sportu ten co go jesieniom, łońskiego roku wójt przyjął na stanowisko. Godom wom młody, ucony, studia skońcuł , magistra mo i nic poza tym. No tak po prawdzie wom powiem ,,sportów,, w sklepie juz ni ma ze trzydzieści roków, skońcuły się razem z komuną, a i z kulturą to tyz choć jak jes. Do sołtysa przysła powiestka z gminy ze mo powołać drużynę piłkarską, bo planuje się powołać pirsą ligę piłki nożnej w nasy Gminie. Drugi się nie planuje bo może zabraknąć chętnych. Sołtys zwołał w niedzielę zebranie wiejskie, przyśly wszystkie chłopy co po sumie jesce były w stanie o własnych siłach chłodzić. Pirsy zagajół stary Flis co by łokna łotworzyć bo komendant polycyji gazy bojowe wypusco. Do tego wniosku zgłosił wniosek przeciwny, nas radny, żeby komendanta uwolnić łod zarzutów, bo to musi zrobiuł jakisi ormowiec, co się nie ujawniół. Po przegłosowaniu łokna zostały otwarte. Następnie przystąpilyśwa do wyboru trenera nasy drużyny piłkarski. Kandydat buł jeden bo stanowisko trenera z urzędu nolezy się sołtysowi. Buł tyz brany pod uwagę ksiądz proboszcz jako ze pirsy po Bogu we wsi, ale uznaliśwa ze z łostatnią posługą faulowanym zawodnikon będzie bardzi potrzebny. Wybraliśwa drużynę piłkarską, w większości z nasy straży łogniowy, bo łoni jesce jaką taką kondycję majom. Bramkarza mieliśwa zogranicnego, Włocha z Turynu, ten co się u Korpiela łozeniuł. Giuseppe Sropolini, podobno w Juwentusie piłki podawał. Kapitanem został nas komendant straży, po prowdzie to łon we wojsku kapralem buł to i awans mu się nolezy. Pozostała jesce nazwa nasy drużyny. Padały rózne propozycje. Filcok Synwołd, Gumiok Synwołd a stary Flis zaproponowoł Zacier Synwołd. No to sołtys mu łodpowiedzioł ze darmowy reklamy swoi fabryki mioł nie będzie, chyba ze zostanie strategicznym sponsorem. No to Flis się wycofoł. Łostatecnie zostaliśwa przy nazwie Real Synwołd. Ty nazwy zaś Gmina nom nie przyjąła bo podobno nazwę Real zarezerwowoł se Skrzysów. Tośwa się nazwaly Wirtual Synwołd. Zebranie się skońcuło doś późno bo juz miesiącek buł wysoko. Jakem wrocoł do chołpy, to ławę na rzyce łobiema ręcami zem przytrzymał, bo się dziwnie ruchomo zrobiła, alem z Bożą pomocą do chołpy trafiuł. Za dwa tygodnie miielyśwa zagrać mecz z FC Pogórsko Wolo, na Wiejskim Stadionie w Synwołdzie, mieszczącym się na Staskowy łące. Murawę my przygotowaly, kępy trowy wysiekly, kretówki i krowie placki wyzbiraly. Jak przyjechoł komisorz z gminy, odebrać stadion, to kozoł kołki co sie na nich krowy pasły powydzirać , tośmy ucynily. Jednym słowem boisko na medal. Powstał problem z wyborem sędziego, myśmy łobstawaly przy przewodnicącym Rady Gminy, ale Woloki się nie zgodzily, boly się ze moze być stronnicy. W końcu stanąło ze gwizdoł będzie som wójt. W niedzielę po połniu goście przyjechaly na mecz, honorowo a jakze. na łosiem fur, koniami. Na ósmy furze ,,żyleta,, baby z Koła Gospodyń z transparentem z prześcieradła. Cosik tam miały węglem nabazgrane ale nie wiem co bo nase baby zaroz jem to wydarły i potargały. W casie prezentacji stoly my trochę nierówno, bo trza się przyznać ze my były na lekkim dopingu. W sobotę kapitan z trenerem były w Zwierniku u Corny Baby po środki dopingujące, tośmy ich na rozgrzewce trochę spróbowaly. Mecz się zacął z opóźnieniem bo w casie hymnu nase baby race łodpoluły. Jak wszyscy zacęly krzypać, to sie łokozało się ze to nie buły race ale świce dymne na krety. Sędzia powiedział mom ze łon do nikogo nic ni mo ale nie chce widzieć co się tu będzie dzioło. Zagwizdoł na gwizdku z ciurckiem co go na odpuście w Tuchowie kupiuł, po cem łoddaluł się w nieznanym kierunku. Łokozało się ze Woloki tyz mają swojego stranieri, co gro w napadzie, Anglyka co się nazywo John Mafeler. Po pirwsym wślizgu nasego obrońcy Anglyk ucik. Podobno jego baba dopirok we wtorek go nalazła w Czomeskim leście, w paryji siedzioł. Podobno teroz zmieniuł nazwisko na Mafelerwkroku. Pirso połowa skońcuła się po trzydziestu minutach, bo już wtedy łostatniego Woloka my między opłotkami dopadly. Drugi połowy nie buło bo zabrakło rezerwowych. Wynik posed w świat, jedynoście do sześciu dlo nos. Sześciu nasych w Tornoskim śpitolu wylądowało. Za tydzień miely my grać na wyjeździe z Łękawicokami ale my łoddaly walkowerem. Ordynator nie wypuścił nasych zawodników ze śpitola. Wójt jak się dowiedział co się podzioło, zreśtą nie ino u nos, ligę rozwiązoł a magistra zwolniuł. Widzołem tego magistra kiedysi w Tornowie, jak na ulicy lyście zamiatoł. Pomyślołem se,, właściwy cłowiek na właściwym stanowisku,, Jedyny pożytek z ty ligi to nase baby mają, wszystkie do kościoła w jednakłowych getrach przychodzą. Buty to chłopy wyrzucily, bo po ucięciu korków dziurawe buły i przecikały . Godocie ze sport to zdrowie? Powidzcie to tem co do dzisio w gipsie lezą.
19.09.2017 Piotr Zięba
Ciąg dalszy inspiracji Jerzym Ofierskin
"Przytomnie chłop umiroł, przytomnie"
Witojcie!
Wicie co się u nos w zesłem miesiącu stało? Nie wicie, ano umar stary Jędrzejok. Ale przytomnie chłop umiroł,godom wom przytomnie. Zesły się do jego łoża boleści dzieciary, a mioł tego sześcioro, bo trza wom wiedzieć ze downi to zodnych innych rozrywek kulturalnych na wsi nie było. Dopiro jak zrobily prąd i jak kazdy chłop se swoje dozgonne szczęście żarówkom ziluminowoł, to posed łoglądać se telewizor. Musę wom powiedzieć ze jak zrobily elektrykę i nastały telewizory to i dzietność gwałtownie spadła. Pirsy do łojca łozwoł się nojstarsy Pawełek
- Łociec wy nom tego nie róbcie bo wy tem umiraniem to się chcecie łod roboty w polu wykręcić.
Na to Jędrzejok wielkim głosem zawołał aby mu dać papierosa – przytomnie chłop umiroł, przytomnie.
- Tata a może byście się pojednaly? spytała jego córka Halinka.
- A z kiem ? spytał umirający.
- No może z proboscem, wójtem, albo z gminą?
- Łoni to tyle mają wszyscy na sumieniu, ze do Królestwa Niebieskiego mnie nie wprowadzą. Racy tam nizy mają dobre układy. – Przytomnie chłop umiroł, przytomnie. Jędrzejok przymknął łocy, potem znów je łotwar i wielkiem głosem zawołał żeby mu dać kieliszek wódki, bo musi mieć chuch w formie zeby go święty Piotr za obcokrajowca nie wziął. Józiu co jes profesorem polecioł do auta i przyniósł tatowi flaskę likieru, naloł kielysek i podoł umirającemu.
- Co ty mi tu dajes? Wrzasnął Jędrzejok. – Przeca wis ze mom chore nerki i ni mogę pić oranżady. Dopiro Zośka wykazała się przytomnością umysłu i przyniosła z kredensu flaskę somogony. Jędrejok wupiuł duszkiem pół śklonki, podelektowoł się smakiem zesłorocnych zimnioków co w kopcu przemarzły i zacął dzielić majątek.
- Ty Pawełku jesteś tym profesorem w wieczorowy szkole, to dostanies konia i wóz. Rano se bedzies woziłół bańki z mlykiem do mlycarni a po połniu pudzies ucyć w tem technikum. Przytomnie chłop umiroł, przytomnie.
- Ty Józiu jeześ tem profesorem na ucelni to dostanies te dwa morgi pod lasem. Rano bedzies robił na
ucelni a po połniu to te morgi obrobis. Przytomnie chłop umiroł, przytomnie.
- Ty Halinka mos tę willę w mieście, to dostanies krowę i cielę. Puścis ją na ogród to trowy nie bedzies musia kosić a i mleko ci się przydo. Nie bedzies byle cego w sklepie kupować. Przytomnie chłop umiroł przytomnie.
- Tobie Zośka w testamencie zapisuję matkę. Nie bedzies musia wynajmować gosposi w mieście,a prznojmni z chołpy ci nic nie wywlece. Przytomnie chłop umiroł, godom wom przytomnie.
Jędrzejok popatrzuł na tych dwóch nojmłodsych, Stasia i Tadzia mętnym wzrokiem. Stęknął jęknął i powiedzioł.
Za te piniądze coście łodenmnie wycyganily to mocie mnie pochować.
Chłopcy popatrzyli po sobie, a starsy Tadziu powiedzioł.
- Tata, lepi zeby wos co zjadło, bo ni ma za co pogrzebu zrobić. - Piniędzy ni ma bo my wszystkie przepily dodoł Staś.
- To w takiem razie nie dostaniecie nic. Jesteście chachory, lenie, obiboki, bejdoki, cyganić dobrze umicie, do ręców się wom wszystko lepi. Pódziecie do polityki, z takiemi kwalifikacjami w Polsce nie zginiecie.
- Oj przytomnie chłop umiroł godom wom łoj jak przytomnie…..
Ciąg dalszy inspiracji Jerzym Ofierskin
"Przytomnie chłop umiroł,przytomnie"
Witojcie!
Wicie co się u nos w zesłem miesiącu stało? Nie wicie, ano umar stary Jędrzejok. Ale przytomnie chłop umiroł,godom wom przytomnie. Zesły się do jego łoża boleści dzieciary, a mioł tego sześcioro, bo trza wom wiedzieć ze downi to zodnych innych rozrywek kulturalnych na wsi nie było. Dopiro jak zrobily prąd i jak kazdy chłop se swoje dozgonne szczęście żarówkom ziluminowoł, to posed łoglądać se telewizor. Musę wom powiedzieć ze jak zrobily elektrykę i nastały telewizory to i dzietność gwałtownie spadła. Pirsy do łojca łozwoł się nojstarsy Pawełek
- Łociec wy nom tego nie róbcie bo wy tem umiraniem to się chcecie łod roboty w polu wykręcić.
Na to Jędrzejok wielkim głosem zawołał aby mu dać papierosa – przytomnie chłop umiroł, przytomnie.
- Tata a może byście się pojednaly? spytała jego córka Halinka.
- A z kiem ? spytał umirający.
- No może z proboscem, wójtem, albo z gminą?
- Łoni to tyle mają wszyscy na sumieniu, ze do Królestwa Niebieskiego mnie nie wprowadzą. Racy tam nizy mają dobre układy. – Przytomnie chłop umiroł, przytomnie. Jędrzejok przymknął łocy, potem znów je łotwar i wielkiem głosem zawołał żeby mu dać kieliszek wódki, bo musi mieć chuch w formie zeby go święty Piotr za obcokrajowca nie wziął. Józiu co jes profesorem polecioł do auta i przyniósł tatowi flaskę likieru, naloł kielysek i podoł umirającemu.
- Co ty mi tu dajes? Wrzasnął Jędrzejok. – Przeca wis ze mom chore nerki i ni mogę pić oranżady. Dopiro Zośka wykazała się przytomnością umysłu i przyniosła z kredensu flaskę somogony. Jędrejok wupiuł duszkiem pół śklonki, podelektowoł się smakiem zesłorocnych zimnioków co w kopcu przemarzły i zacął dzielić majątek.
- Ty Pawełku jesteś tym profesorem w wieczorowy szkole, to dostanies konia i wóz. Rano se bedzies woziłół bańki z mlykiem do mlycarni a po połniu pudzies ucyć w tem technikum. Przytomnie chłop umiroł, przytomnie.
- Ty Józiu jeześ tem profesorem na ucelni to dostanies te dwa morgi pod lasem. Rano bedzies robił na
ucelni a po połniu to te morgi obrobis. Przytomnie chłop umiroł, przytomnie.
- Ty Halinka mos tę willę w mieście, to dostanies krowę i cielę. Puścis ją na ogród to trowy nie bedzies musia kosić a i mleko ci się przydo. Nie bedzies byle cego w sklepie kupować. Przytomnie chłop umiroł przytomnie.
- Tobie Zośka w testamencie zapisuję matkę. Nie bedzies musia wynajmować gosposi w mieście,a prznojmni z chołpy ci nic nie wywlece. Przytomnie chłop umiroł, godom wom przytomnie.
Jędrzejok popatrzuł na tych dwóch nojmłodsych, Stasia i Tadzia mętnym wzrokiem. Stęknął jęknął i powiedzioł.
Za te piniądze coście łodenmnie wycyganily to mocie mnie pochować.
Chłopcy popatrzyli po sobie, a starsy Tadziu powiedzioł.
- Tata, lepi zeby wos co zjadło, bo ni ma za co pogrzebu zrobić. - Piniędzy ni ma bo my wszystkie przepily dodoł Staś.
- To w takiem razie nie dostaniecie nic. Jesteście chachory, lenie, obiboki, bejdoki, cyganić dobrze umicie, do ręców się wom wszystko lepi. Pódziecie do polityki, z takiemi kwalifikacjami w Polsce nie zginiecie.
- Oj przytomnie chłop umiroł godom wom łoj jak przytomnie…..